Opinie o podróżowaniu do Tybetu
Tybet. Podróż się udała, choć tym razem przewodnik niestety nie był na takim poziomie jak poprzednio. Ale cóż, tak się czasem zdarza. Swoje uwagi napisałam w formularzu ewaluacyjnym.
Dni wolne w Lhasie upłynęły mi b. Dobrze, nie sądzę, żebym jakoś indywidualnie była śledzona (oczywiście obsługa hotelowa wszystko wie), na ulicach natomiast jest tyle patroli policyjnych, że to zastępuje śledzenie. Z drugiej strony jest tak bezpiecznie, że nawet jak się sama włóczyłam po ciemku po mieście, to czułam się b. bezpiecznie. W miarę dobrze zniosłam też chorobę wysokościową, choć oczywiście pierwsza noc jest b. Ciężka, a ja tlen musiałam wypraszać od kierowcy, który przywiozl mnie z lotniska. Przez opoznienie samolotu dotarłam do tybetu dopiero koło 22:00, sklepy były pozamykane. Kierowca najpierw mówił, że nie ma, potem jednak dał mi 2 butelki. Myślę, że osobom wrażliwym warto (przynajmniej na pierwszą noc w Lhasie) polecać hotel CITIC Regus. Jest to przepiękny luksusowy hotel (na pewno bardzo drogi), ale ma nowoczesną aparaturę tlenową dostarczaną do każdego pokoju (czyli nie jakiśtam spray, ale coś co oferują szpitale). Poznałam takie starsze małżeństwo Polaków z USA, oboje po 70, spali cały czas z tlenem i w ciągu dnia świetnie funkcjonowali.
Wycieczka nad jezioro Namtso jest przepiękna i warto ją polecać. Natomiast zupełnie poronionym pomysłem jest nocleg w Damshung po zwiedzaniu cudnego Namtso. Z baśniowej, mistycznej krainy człowiek ląduje w okropnym miejscu, które nie ma turyście nic do zaoferowania. Najgorszą jednak rzeczą jest to, że przez Damshung jeżdżą strasznie głośne nocne pociągi. I nie chodzi tu o odgłos pociągu jadącego po torach – to nie byłoby takie złe. Ale tu 4 razy w ciągu nocy człowiek budzi się przerażony rykiem pociągu…
Nie wspomnę też o hotelu w tym smutnym miejscu – teoretycznie jest to dość nowa budowla, ale nieogrzewana, zimna, z grzybem. Na dodatek wszystkie pokoje są dla palących, dym papierosowy jest dosłownie wszędzie. Hotel nie serwuje śniadania, a restauracja obok tylko dość kiepskie i drogie…
Myślę, ze o wiele lepszym pomysłem (jeśli nie da się spać nad samym Namtso, bo to musi być wspaniałe) jest przejezd do Yangpachen Hot Springs (które to źródła są w programie drugiego dnia wycieczki). Tam znajduje się czysty hotel przy kompleksie termalnym, do którego i tak się jedzie drugiego dnia. Pewnie jest różnica w cenie, ale noclegu w Damshung nie życzyłabym nawet wrogowi.
Moją indywidualną wycieczkę do Tsurpu oceniam tak sobie, bo przewodnik nie był mi w stanie niczego ciekawego powiedzieć…
I poł. Października to wspaniała pora na podróż do Tybetu – wciąż jest jeszcze ciepło (w Lhasie, bo Namtso to już chłodniej), piękne kolory, mniejszy tłok w świątyniach…
We wszystkich miejscach, w których byłam organizacja była na medal – przewodnicy na czas, bilety dostarczone, osoby kontaktowe były pod telefonem (miałam znaczne opóźnienie lotu do Lhasy, wszystko zostało sprawnie załatwiona.
14.10.2019
Podróż niezapomniana, chyba najbardziej niebezpieczna, w jaką do tej pory wyruszyliśmy z dziećmi. Na miejscu wszystko bardzo dobrze zorganizowane – szczególne brawa należą się fantastycznemu przewodnikowi w Tybecie, Ten Dzi. Także kierowca Posang był bardzo dobry. Auto – niezwykle komfortowe. Swiątynie- zwłaszcza w Llasie i Shigatse – absolutnie wyjątkowe.
Prawie wszyscy cierpieliśmy na chorobę wysokościową – byliśmy na to psychiczne przygotowani, ale muszę powiedzieć, że obłluga w pociągu (podobnie jak wyposażenie) – wygląda mniej optymistycznie niż w opisie w niezbędniku. Personel w pociągu nie miał tlenu w sprayu – a podłączenie do „kompresora” w przedziale robi tylko lekarz, który przynosi tę rurkę ze sobą. A więc w sytuacji nagłej, kiedy człowiek słabnie i potrzebuje natychmiast pomocy – może liczyć tylko na siebie. Myślę, że warto zasugerować podróżnym zabranie ze sobą np. wody mineralnej w sprayu – widziałam, że niektórzy to mieli – lub własnego tlenu w sprayu, bądź uprzedzić ich, by jeszcze na niższej trasie w trakcie pierwszego dnia jazdy poprosili o prewencyjnie o gumową rurkę do aparatu tlenowego (oczywiście na migi, bo nikt nie mówi nawet słowa po angielsku).
W trakcie trasy do granicy z Nepalem pokonuje się w bardzo krótkim czasie kilka tysięcy m w górę… to chyba za dużo. Może warto byłoby tę trasę wydłużyć choćby o 1 dzień – po wyjeździe z Shigatse nie jechać od razu na M. Everest… to bardzo mozolna droga, szumi w uszach, robi się słabo, a czasu na postoje mało, bo podrożuje się praktycznie cały dzień z 3900 na 5200 m npm, podczas gdy ludzki organizm najlepiej znosi do 500 m na dobę różnicy…
Hotel w Kyilong był potwornie brudny. Bardzo duży kontrast w porównaniu z resztą hoteli na trasie, które były czyste, zadbane i nawet bardziej luksusowe, niż się spodziewaliśmy, zwłaszcza w Llasie (warto zasugerować innym turystom, by skorzystali tam w hotelu w Llasie z masażu – jest tam, także możliwość niedrogiej usługi pralniczej. W tymże hotelu przy łóżkach stoją nawilżacze powietrza, ktore po uruchomieniu bardzo łagodzą skutki choroby wysokościowej. Przy recepcji znajduje się także profesjonalny punkt medyczny – żałuję, że nie zaopatrzyłam się tam w tabletki na dalszą drogę, może czułabym się lepiej.)
Base Camp – zupełnie niesamowite miejsce. Może warto w opisie podróży dodać, że śpi się w namiotach z wełny jaka, na tradycyjnych posłaniach… To naprawdę niezwykła noc. Sugeruję, żeby w miarę możliwości nie rezerwować namiotów nr 53-56 (my mieszkaliśmy w 53) – jest najdalej położony od toalet, a co najgorsze – położony przy… barze karaoke – do 1-2 w nocy jest tam bardzo głośno. Wielka szkoda, że w takim cudownym miejscu urządzono taką rozrywkę – nie korzystał z baru prawie nikt – a mimo to właściciel nie chciał wyciszyć głośnej muzyki…
No i wreszcie droga z granicy do Katmandu. W opisie jest tylko podana odległość w km (ok 160) – warto jednak uprzedzić podróżnych, że ta droga zajmuje ponad 8 godzin! Jest to jedna z najbardziej niebezpiecznych tras, po jakich w życiu jechaliśmy. Tylko dla osób o mocnych nerwach i kościach – droga jest pełna urwisk, przepaści, zakrętów, nie ma na niej asfaltu, z gór spadają głazy i człowiek ma nadzieję, że nie uderzą w samochód… Właściwie jest to nepalskie safari – jedzie się jeepem o twardych siedzeniach, bez klimatyzacji.
Krajobrazowo jest przepięknie (mija się np cudny wodospad), ale myślę, że ktoś z lękiem wysokości może tego nie wytrzymać – chyba warto psychicznie przygotować podróżnych na tę drogę.
Podsumowując – zdecydowanie nie jest to podróż dla każdego. Podróż jest wyczerpująca w związku z wysokością, z codziennym wczesnym wstawaniem, podczas, gdy wciąż cierpi się na jetleg ( tylko raz mogliśmy zjeść sniadanie o 8 rano – w inne dni było to zawsze wcześniej), z niemal codziennym wielogodzinnym podróżowaniem w samochodzie oraz z przygnębiającą sytuacją polityczną w samym Tybecie. Przewodnik często nam mówił zdanie: przepraszam, ale nie wolno mi o tym mówić (i rozglądał się przestraszony dookoła, mimo że staraliśmy się być bardzo dyskretni i nie poruszać tych najbardziej drażliwych tematów.).Jeszcze raz chciałabym podkreślić, jak bardzo jesteśmy zadowoleni z jego usług. Dzięki niemu, udało nam się zrozumieć mnóstwo trudnych spraw. Urocza była kolacja powitalna w restauracyjce należącej do jego matki – poczuliśmy się jak u miejscowych w domu!
21.06.2019
Podziel się swoją opinią. Pomożesz nam i podróżnikom w organizacji i przygotowaniach do podróży.